Honor
Gdybym siebie oddał
Bogu, wszystko na zawsze bym miał
To ostatni dzień mej wędrówki,
A także ziemskiego życia kres,
Czy oddałem duszę Bogu?
Czy dość już ludzkich łez?
Spojrzałem na kapitana spod zmrużonych powiek.
Płatki popiołu opadały, przykrywając budynki i ulice. Zapach prochu
strzelniczego jeszcze mocniej uderzył w nozdrza, powodując zawroty głowy.
- Cóż za noc – mruknął mężczyzna, zapalając papierosa.
Niegdyś wspaniałe, brukowane szlaki były podziurawione, a głębokie na
kilkanaście stóp leje wypełniono ciałami poległych. Nasi bracia i siostry
niewidzącymi oczami oglądali świat, za który walczyli ich przodkowie.
Mauser C96 wypalił, po raz kolejny odbierając życie. Ciało legło
niedaleko szczątków kamienicy i zastygło, tak jakby jego właściciel zapadł w
sen, a nie wyzionął ducha.
Chmury powoli przesuwały się po nieboskłonie, zakrywając księżyc.
Kolejna kula świsnęła mi koło ucha, lecz w ferworze walki nie zwracałem
na nie uwagi. Liczyło się tu i teraz. Naładuj. Wyceluj. Pal.
Karabin szarpnął, a pusta łuska opuściła jego wnętrze.
Mój KBK dysponował jeszcze piętnastoma
nabojami. Rozgrzana lufa jarzyła się lekko w półmroku, lecz jeszcze nie
nadszedł czas na odpoczynek.
Nagle dowódca oddziału zachwiał się i upadł.
Sanitariuszka ruszyła w jego kierunku, ale powstrzymał ją natarczywy
ostrzał Niemców. Czerwona plama na kamizelce kapitana miarowo rosła, barwiąc
jego mundur szkarłatem.
Mężczyzna uśmiechnął się do nas, układając palce w pistolet, który
zwrócił w stronę wroga.
- Za Ojczyznę, przyjaciele – wyszeptał.
Jego wargi znieruchomiały, a twarz zwróciła się ku niebu. Gdzieś tam na
górze obserwował nas Bóg i miałem nadzieję, że nasz dowódca właśnie ogląda Jego
oblicze.
Huk poniósł się po pustym polu, sprowadzając mnie na ziemię. Mistel
zrzucił ładunek, a następnie zawrócił do znajdującego się trzy kilometry na
zachód obozu.
Odłamki
raniły zarówno nasz oddział jak i Niemców – ich przełożeni pokazali, ile wart
jest życie przeciętnego żołnierza. Rozejrzałem się szybko po polu, oceniając sytuację.
Ciała przyjaciół pokrywały liczne zadrapania, lecz bez większych strat udało
nam się przetrwać atak.
Mniej szczęścia miał wróg, którego głośne okrzyki niosły się wzdłuż Alei
Jerozolimskiej. Głos przecinał powietrze i trafiał wprost do duszy człowieka.
Nie ma nic gorszego niż wojna.
- Piorun! – zawołał towarzysz. – Leć po amunicję!
Wystrzał karabinów na moment przerwał komunikację.
- To ostatnie naboje jakie mamy! Zrzucili zapasy po złej stronie
barykady!
Dreszcz przebiegł po moich plecach. Myśleliśmy, że pomoc nadejdzie dużo
szybciej, a teraz gdy zostaliśmy pozbawieni resztek nadziei, trzeba będzie
skapitulować.
- Nad czym tak myślisz, Dąb? – spytał z uśmiechem Litwin. – Zapomniałeś
jak używać karabinu?
Rzeczywiście od kilku chwil stałem nieruchomo i ważyłem nasze szanse.
Opaski na ramionach w kolorze bieli i czerwieni przypomniały mi o naszym
powołaniu. Smutek i złość, zbierające się od kilku lat, przybrały formę
karabinów, teraz spoczywających w żołnierskich dłoniach. Żyłem dla swojej
rodziny i bliskich mi ludzi – chciałem by młode pokolenie, miało przyszłość
pozbawioną wojen.
Podniosłem wzrok i znów wyjrzałem zza barykady.
Miałem rację – przegrywaliśmy. Bez zapasów byliśmy zgubieni, lecz jednak
nie to było najgorsze. Wiedzieliśmy, że jeśli teraz oddamy pole Niemcom,
zginiemy. Nie mieliśmy złudzeń – wszystkie mosty za nami spaliliśmy do gołej
ziemi. Jedyne co nam pozostało to honor.
Pociski trafiły w mur, unosząc chmurę pyłu, która poszybowała ku
niebiosom.
Poderwałem się szybko, posyłając w stronę wroga kilka kul. Większość z
nich wbiła się w gruz, lecz jedna trafił okupanta w pierś. Mężczyzna zdziwionym
spojrzeniem przyglądał się ranie. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom, osunął się
z wolna i zgasł.
Nagle zauważyłem refleks świetlny, gdzieś na dachu kamienicy.
- Snajper – szepnąłem. – Litwin! Piorun! Snajper na trze..
Nie dane mi było dokończyć, gdyż pocisk ugodził mnie w ramię. Poczułem
cierpki zapach krwi i ból rozchodzący się po ciele. Dwa następne trafiły
kolejno w pierś i udo. Kolana ugięły się, a ja odpłynąłem w cień.
tekst: Jakub Drzewicki
grafika: Google