środa, 18 maja 2016

PANDEMONIUM – Skrytobójca ROZDZIAŁ 1.2 – Miasto

PANDEMONIUM – Skrytobójca
ROZDZIAŁ 1.2 – Miasto
Kiedy nadszedł błogi świt,
Gwiazdy zniknęły z nieboskłonu.
Pragniesz tutaj wiecznie żyć?
Czy strącisz mą duszę z bogów tronu?
Księga Kłamcy, rozdział 3
Haxley położył dłoń na ziemi i odmówił modlitwę. Czuł jak jego słowa muskają Gwiazdy, zwracając ich uwagę na zmarłego. Przez tę krótką chwilę czuł się jak kapłan, oddający cześć bogom. Miłość do krwi i wina. Zarówno ich jak i jego przekleństwo.
- Powinieneś już iść – mruknął Cień, wpatrując się w detektywa niewidzącymi oczami. – Czuję ich smród.
Haxley nie odpowiedział, lecz szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Niemal przebiegł kręte korytarze i puste pomieszczenia fabryczne. Cień miał rację. Obserwowali go. Drewniana laska miarowo zastukała o bruk, kiedy Timbelty wreszcie trafił na Ulicę Medyków. Miasto przywitało go zapachem nieczystości i palących się lamp naftowych, które powoli miały zostać wyparte przez elektryczne.
Detektyw spojrzał na zegarek. Badanie ciała zajęło mu znacznie więcej czasu niż przypuszczał, lecz w gruncie rzeczy był zadowolony z wyników. Oblizał wargi. Wiedział już, że ma do czynienia z fanatykami, ludźmi urwanymi ze świata romantyzmu i starych wierzeń. Morderstwa rytualne. Wiele wody upłynęło od jego ostatniej sprawy, a w mieście już pojawiły się głosy o nowych gwiaździstych.
Kopyta zastukały o bruk, gdy czarny powóz wyminął detektywa.
Mężczyzna był niemal pewny, że należy on do kapłanów. Niedaleko znajdowała się największa świątynia w mieście, w której czczono Tramira. Był to jeden z nielicznych bogów Pandemonium, któremu mieszkańcy oddawali cześć. Jedyny, który nie łaknął ofiar.
Haxley wpatrywał się przez chwilę w niebo, dziękując w duchu, że nie ma na nim żadnych gwiazd. One były współwinne morderstwom. Ich cichy głos i blask, który wyrył swe piętno w sercach ludzi, teraz stał się przekleństwem.
Detektyw zapalił papierosa i mocno się zaciągnął. Za kilka minut powinien zjawić się doktor, który tylko potwierdzi odkrycia Timbeltiego. To nie krew ofiary była na nadgarstkach. Czuł to. Woń była zbyt ostra, dzika. Pasowała raczej do..
- Wiem o czym myślisz – powiedział Cień, ukrywający się w mroku latarni. – Ta pasja.. To podniecenie.. Tylko ludzie są zdolni do takich emocji. Nie kontrolują się. Pragną coraz więcej. To zaskakujące, że jeszcze nad sobą panujesz, Haxley. Przecież ty też łakniesz krwi.
- Tylko twojej – mruknął detektyw, obserwując jak dym rozwiewa się na wietrze. Miasto nocą zdawało się być opuszczone i tylko cichy śpiew mnichów przerywał ciszę.

niedziela, 15 maja 2016

PANDEMONIUM - Skrytobójca 1.1 - Miasto

PANDEMONIUM – Skrytobójca
ROZDZIAŁ 1.1 – Miasto
Hymn śmierci i pochwały.
Bogini! Znowu nadszedł czas.
Krew i wino niech popłyną
Niczym rzeki pośród traw.
Księga Mieszańca, rozdział 22
  Haxley Timbelty przyglądał się wisielcowi z zamyśloną miną. Biała skóra mężczyzny świeciła lekko w ciemnościach, a z rozciętych nadgarstków miarowo kapała krew. Twarz ofiary patrzyła na detektywa błękitnymi oczami, które odcieniem przypominały górskie jeziora.
Timbelty podrapał się w zamyśleniu po brodzie, a następnie delikatnie szturchnął ciało. Łańcuch zatrzeszczał niebezpiecznie, gdy zwłoki uderzyły o stalowy pręt, ułamując kawałek spoiwa. Rdza, która w większości pokryła metal, przypominała zakrzepłą krew.
- Sprowadźcie mi medyka – mruknął detektyw. – To będzie długa noc.
Porucznik stojący kilka kroków za detektywem, skłonił się pospiesznie i pobiegł wypełnić polecenie. Jego kroki jeszcze długo rozbrzmiewały w fabryce, ale Timbelty nie zwracał na nie uwagi. Teraz liczył się tylko jego pacjent.
Mężczyzna jeszcze kilka chwil wpatrywał się w zwłoki, po czym wyciągnął krótki, stalowy nóż. Jego ostrze dynamicznie przesunęło się wzdłuż klatki piersiowej zmarłego, otwierając długą na kilka cali ranę. W miejscu rozcięcia szybko zebrała się krew, która bordowymi stróżkami pociekła po bladej skórze.
Haxley pociągnął nosem, badając zapach cieczy, a następnie zamoczył w niej palec. Płyn był lepki i chłodny, lecz nie przypominał tego z nadgarstków. Wydawało się, że należy on do innego człowieka.
- Nadal bawisz się w nekromantę? – spytał głos za jego plecami. – Czy może macanie trupów daje ci jakąś chorą satysfakcję?
Timbelty prychnął lekceważąco i wytarł palec w chustkę.
- To nie jego krew jest na nadgarstkach – odparł, puszczając zaczepkę pomimo uszu. – Może należeć do mordercy, bądź innej ofiary. Ten człowiek nie żyje już od przeszło pięciu godzin, lecz wisi tu zaledwie od dwóch. Wygląda na to, że gwieździści pragną śmierci coraz bardziej.
- To zupełnie jak ty – szepnęło widmo, lekko dotykając ramienia Haxleya.
Detektyw mruknął coś pod nosem. Z czasem nauczył się ignorować Cień i traktować go jak przedmiot. Stwór bywał męczący, lecz jego umiejętności bywały pomocne. Zwłaszcza w mieście pełnym dewiantów. Timblety, jednak musiał ukrywać swoje zdolności. Gdyby ktoś dowiedział się o jego sekrecie, musiałby zostać kapłanem, a na to nie miał ochoty. Dobrze czuł się między trupami. One przynajmniej były małomówne.

  

autor: Jakub Drzewicki 
grafika : GOOGLE